Region
Bajka o podgodulskim misiu
/z dawnych opowieści babci Mani/
W Śmiłowicach pod Godulą mieszkało dwóch braci Brzezinów. Obaj mieli po kawałku roli, którą sumiennie uprawiali. Mieli pastwiska na stokach Goduli, gdzie bydło wypasali. Obaj bracia trudnili się też pszczelarstwem.
W lesie na Kamiennym Wierchu mieszkał miś – duży, brunatny, kudłaty niedźwiedź łakomczuch.
W tych samych czasach na zamku w Cieszynie żył arcyksiążę burghrabia Sobek, który lubił polować w okolicach Goduli.
Pewnego razu zaproponował on Brzezinie, że dobrze zapłaci za przyprowadzenie żywego niedźwiedzia...
Chłopi z całej wioski naradzali się: Jak niedźwiedzia żywego złapać?! Wszak to bardzo trudne zadanie, ale pieniądze by się przydały, a i szkodnika pozbyć by się można było... Żył w Śmiłowicach jeden chytry kowal, siłacz i spryciarz. Ten poradził im, jak złapać zwierza.
Brzezina z bratem przygotowali dużą beczkę miodu rozrzedzonego gorzałką. Postawili ją obok uli, sami zaś ukryli się na drzewie opodal. Kowal i kilku innych czatowali w krzakach.
Nocą pojawił się niedźwiedź. Węszył i zbliżył się do beczki. Obwąchał ją i sprawdziwszy, że to miód, zabrał się do jedzenia. Lizał, mlaskał, siorbał, chłeptał i mruczał zadowolony. Wreszcie odsapnął i położył się. Zmógł go sen i gorzałka nalana do miodu.
Gdy spał w najlepsze, chłopi przyskoczyli i związali go łańcuchami. Potem nałożyli misia na sanie i zawieźli dio Cieszyna.
Długie lata przebywał tam potem niedźwiedź w klatce u bramy wjazdowej, płacąc niewolą za nieostrożność. Pan troszczył się dobrze o niego, dzieci cieszyły się z jego obecności, ale miś marzył o wolności, zielonych łąkach i beskidzkich lasach.
Nawet najlepszy miód w niewoli nie smakuje bowiem tak samo, jak ten na wolności!